0

„we celebrate life”: prosta granola + echo is your love

this is my meditation | the noise | the silence inside || with my meditation | tomorrow will be | will be better” [„i don’t go to my friends parties”, echo is your love, album: „papercut eye”, if society, 2004]

Od ostatniego wpisu upłynęło dużo czasu. Dużo się wydarzyło, dużo zmieniło. Teraz znów październik, za oknem chmury, mgły, opadające liście. Jesień. Piękna nawet kiedy podczas spaceru przemokną buty czy wiatr rozwieje misternie układaną fryzurę. Czas  wygrzewania się pod kocem, szukania przyjemności rekompensujących coraz krótsze dni i celebrowania każdego spotkania z przyjaciółmi, bo przy niesprzyjającej aurze wyjście z domu wymaga pewnego bohaterstwa. To też czas unikania przeziębień i wzmacniania się na wszelkie sposoby, dlatego w dzisiejszej notce przywołam najprostszy (i znany każdemu z was) sposób na dodanie sobie energii i dobre rozpoczęcie dnia. Śniadanie. Najlepiej takie, aby aż chciało się wcześniej wstać, żeby nie jeść w biegu. Do tego oczywiście muzyka, ale tym razem niekoniecznie wyciszający ambient – chodzi o to, aby dodać sobie wigoru i odwagi do wyjścia spod ciepłej kołdry. Żeby wyskoczyć z łóżka i od razu pobudzić krew do krążenia, zwłaszcza jeśli czas goni i znów nie zrobimy 40 brzuszków. Więc np. Echo is Your Love, wspaniałe muzyczne odkrycie sprzed lat. Nie pamiętam już jak to było, czy najpierw wspomniała o nich Marta czy może Michał, a może mignął mi plakat koncertu w krakowskiej Kawiarni Naukowej i koniecznie chciałam wiedzieć co to za zespół. Niezależnie od początków: zakochałam się od razu, na zabój i na zawsze. Oczywiście ten zachwyt to jak zwykle całkowicie subiektywna sprawa, bo przecież niby nic takiego: kolejny zespół z gitarami, hałasem i dziewczyną na wokalu. Pewnie są ich setki i każdy z was ma swój ulubiony. A może jest tylko jeden właśnie taki, przynajmniej dla mnie. Bo doskonale łączy hałas, punkową energię i dziewczyńską delikatność, bez pozy czy zmanierowania. Bo lata mijają, a ja nadal daję się porwać każdemu dźwiękowi, tak samo nucę i obracam w myślach teksty. I dalej myślę, że to ścieżka dźwiękowa do dowolnej rewolucji, do wszelkich uniesień, oświeceń czy podróży w czasie, kiedy chcę sobie przypomnieć dawną siebie. Sprawdź, spróbuj. Może okaże się, że też się zakochasz. I uda się ułożyć im trasę po Polsce i następnym razem nie będę musiała lecieć na ich koncert do Finlandii (tak, to już wkrótce! 18.11.2016, Helsinki). A nuż.
Tyle o muzycznym starcie w nowy dzień. Teraz pora na śniadanie: zdrowe, lekkie i szybkie, czyli granola. Idealna w połączeniu z jogurtem i owocami albo jako szybka przekąska w przerwie w ciągu dnia. Do przygotowania na zapas, w większej ilości. Przepis jest bardzo prosty i łatwo poddaje się wszelkim modyfikacjom, pomysły znajdziesz w uwagach pod przepisem – nie bój się eksperymentować i zmieniać tego przepisu, zwłaszcza że jest tyle pysznych możliwości.
Zaczynamy!

Najprostsza GRANOLA Z ŻURAWINĄ I MANGO
Składniki ( z poniższych proporcji uzyskasz ok. 300 g):
– płatki owsiane (górskie): 100 g
– nasiona słonecznika: 30 g
– migdały (płatki/słupki/całe): 20 g
– orzechy nerkowca: 25 g
– pestki dyni: 20 g
– olej kokosowy: 45 ml
– miód (lub inny słodzik, więcej w uwagach pod przepisem): 30 ml (dwie łyżki)
– cynamon mielony: 0,5 ml (szczypta)
– imbir suszony mielony: 1 ml
– ekstrakt z wanilii: 5 ml (łyżeczka)
– sól: mała szczypta, ok. 0,25 ml
– suszona żurawina: 30 g
– suszone mango: 40 g

Wykonanie:
1. Płaską blachę wyłóż papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzej do 150st. C (lub 140st. w trybie termoobiegu).
2. W misce odmierz płatki, orzechy (grubo posiekane) i nasiona, dodaj przyprawy, przemieszaj, dodaj olej kokosowy (rozpuszczony), ekstrakt z wanilii oraz miód. Na tym etapie nie dodawaj suszonych owoców.  Dokładnie wymieszaj, wyłóż wszystko na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Wstaw do piekarnika, piecz ok. 40 minut (do zbrązowienia, aż płatki będą chrupiące).
3. Gotową granolę wyciągnij z piekarnika, odstaw do ostudzenia. W międzyczasie przygotuj suszone owoce: żurawinę i mango pokrój na mniejsze kawałki. Dodaj do uprażonych składników, przemieszaj. Ostudzoną granolę przełóż do słoika, pudełka lub papierowej torebki.
4. Podawaj ze świeżymi owocami, jogurtem lub samą – jako szybką przekąskę.

Uwagi:
– pamiętaj, aby suszone owoce dodawać po upieczeniu, w przeciwnym razie mogą spalić się w piekarniku;
– składniki możesz dowolnie modyfikować: płatki owsiane zamienić na inne lub wymieszać w dowolnych proporcjach, możesz dodać inne orzechy (laskowe, włoskie, pekan itd.) czy nasiona (np. sezam) – wszystko zależy od Twoich preferencji lub zawartości szafki kuchennej;
– olej kokosowy możesz zastąpić dowolnym olejem roślinnym, neutralnym w smaku (olej z pestek winogron, słonecznikowy, rzepakowy itp.);
– możesz zrezygnować z którejś z przypraw lub zwiększyć ich ilość – próbuj, znajdź swój ulubiony smak;
– jeśli nie używasz miodu, możesz posłodzić granolę np. syropem z daktyli (silan), syropem klonowym, syropem z agawy, melasą, prostym syropem cukrowym (np. z brązowego cukru dark muscovado), musem jabłkowym czy gruszkowym lub dowolnym innym słodzikiem
– możesz też całkowicie zrezygnować z dodatków słodzących, uzyskasz wtedy mniej zwartą konsystencję, bez posklejanych kawałków, ale nadal pyszną;
– suszone owoce również możesz dodawać wg uznania tworząc inne wersje smakowe (rodzynki, suszone borówki, suszone wiśnie itp.);
– zawsze upewnij się, że wszystkie płatki, orzechy i ziarna są uprażone na sucho, jeśli wolisz by były uprażone na jaśniejszy kolor, zmniejsz temperaturę w piekarniku i wydłuż czas pieczenia.

Gotowe!

Na koniec linki, pod którymi znajdziesz muzyczną oprawę dzisiejszego przepisu:
– bandcamp Echo is Your Love: https://echoisyourlove.bandcamp.com/
– facebookowy fanpage: https://www.facebook.com/echoisyourlove/
– oraz próbki na youtube: „Song for sea scouts”„Children in lines”, „The Protagonist”

0

„happiness was already here”: czterodniowe wakacje, instytut zgrzytuff, fantômes i sumpf

Czerwiec zaczął się pięknie. Pierwsze od dawna naprawdę wolne dni. Ciepło, prawie upały. Mini urlop, w najlepszym z możliwych momencie, po długiej i (zbyt) pracowitej zimie. Odpoczynek, regeneracja, relaks stuprocentowy i przypomnienie sobie, że istnieje szczęście, słońce i beztroska. Jak łyk powietrza, orzeźwienie-otrzeźwienie. Dystans do codziennej krzątaniny, leniwe biesiadowanie z przyjaciółmi i dużo, dużo muzyki. Całkiem znośna lekkość bytu, dla odmiany. Dziś będzie o odświeżającej sałatce z owocami i miętowo-imbirowym dressingiem. I o trzech albumach, które są ścieżką dźwiękową do czterodniowych wakacji, wycieczki nad jezioro, powrotu do Gdańska, do bezchmurnego nieba i ciepłych wieczorów. Trzy różne projekty, które łączy udział wspominanego już tu Patryka Daszkiewicza (Demonszy) i które urzekają atmosferą (Sumpf), kameralnością (Instytut Zgrzytuff) i doskonałym minimalizmem (Fantômes). Do słuchania naprzemiennie lub spędzenia całego dnia z jednym z albumów – zapętlonym w odtwarzaczu czy na autoreversie walkmana. Na dni, kiedy niczego nie trzeba, a wszystko można, bez pośpiechu, bez stresu, taki dźwiękowy bonus do szczęścia. Sprawdźcie i dajcie się zaczarować – warto. Dla dopełnienia przyjemności spróbujcie wiosenno-letniej ekspresowej sałatki z nektarynkami i miętą, doskonałej na rozpoczęcie dnia lub na lekką kolację z kieliszkiem wina. Smacznego!

SAŁATKA Z RUKOLĄ, NEKTARYNKAMI I AVOCADO z dressingiem miętowo-imbirowym (dla 2-4 osób)
Składniki:
– 1 opakowanie mieszanki sałat z rukolą
– 3 nektarynki (ok. 300 g)
– 250 g melona miodowego
– 50 g suszonej żurawiny
– 1 avocado
– 30 ml octu ryżowego
– 15 ml soku z cytryny
– 30-40 ml brązowego cukru
– ok. 30 ml liści mięty
– kawałek korzenia imbiru (ok. 1,5-2 cm)
– 40 ml oliwy z oliwek lub oleju z pestek winogron
Wykonanie:
1. Sałaty przełóż do miski. Nektarynki opłucz, pokrój na cząstki. Melon obierz i wypestkuj, pokrój w kostkę. Avocado obierz, pokrój na kawałki. Żurawinę sparz wrzątkiem, osusz na sitku. Wszystkie owoce dodaj do sałat, przemieszaj.
2. Przygotuj dressing: imbir obierz ze skórki i drobno pokrój, wyciśnij sok z cytryny, zgromadź pozostałe składniki (ocet ryżowy, cukier, oliwa lub olej, liście mięty), wrzuć do pojemnika blendera z ostrzem w kształcie litery „s” lub do wysokiego kubka (jeśli używasz blendera typu żyrafa) i zmiksuj na gładko.
3. Sałatkę skrop dressingiem, delikatnie przemieszaj, udekoruj całość listkami miętami. Gotowe!
Uwagi:
1. Zamiast mięty możesz użyć świeżej kolendry.
2. Sok z cytryny możesz zastąpić sokiem z limonki. Jeśli chcesz dodać odrobinę pikanterii, dodaj do dressingu posiekaną papryczkę chilli.
3. Mieszankę sałat możesz zastąpić samą rukolą lub stworzyć własną kompozycję np. z sałaty masłowej i lodowej.
4. Owoce możesz skomponować wg własnego uznania, dodając np. gruszkę zamiast melona, wkrajając połówkę zielonego jabłka lub kilka śliwek. Eksperymentuj śmiało.

Dodatek muzyczny do dzisiejszej sałatki, trzy smakołyki:
– Fantômes (Kuku Smigun + Demonszy):
https://fantomes.bandcamp.com/album/les-pierres-dans-loubli
– Sumpf (Paweł Doskocz, Piotr Tkacz, Patryk Daszkiewicz):
http://woundedknife.com/cut17/
– Instytut Zgrzytuff (Andrzej Majerski + Patryk Daszkiewicz):
http://www.lastfm.pl/music/instytut+zgrzytuff/cinema+modern
– Dmnsz: http://demonszy.tumblr.com/

0

„orientuj się”: młoda kapusta z orientalną nutą i Syny

Wypatrywania pełnej wiosny ciąg dalszy. W parkach już zielono, coraz więcej słońca i powodów, by nie siedzieć w domu, tylko ze słuchawkami na uszach i kocykiem wyjść w plener, wdychać zapachy i łapać w żagle silny nadmorski wiatr. Dlatego dziś będzie krótko. Kolejna wiosenna lekka surówka, tym razem z młodej kapusty. I płyta, na którą czekałam długo, wiedząc, że się na niej nie zawiodę. I choć dopiero przełom kwietnia i maja, już wiem, że gdybym tylko robiła rankingi i podsumowania, byłaby to bezdyskusyjnie jedna z płyt roku. Mniejsza o ustalenia czy i dla kogo jest to hip-hop, recenzje, w których dziennikarze próbują klasyfikować ten album czy silą się na porównania z Bąkowskim – sprawdźcie sami, bo „Orient” hipnotyzuje, bity porywają i zapadają w pamięć na długo, a cała płyta jest tak bogata, że zapętlona na cały dzień, nie nuży ani trochę. Po wyłączeniu i tak nie opuszcza i wraca echem, poszczególnymi frazami. I ma się ochotę włączyć ją jeszcze raz. I jeszcze jeden. I jeszcze. 100% doskonałości i miłość od pierwszego do ostatniego dźwięku. Jeśli płyta Was oczaruje, koniecznie też wybierzcie się na koncert, jeśli tylko będziecie mieć okazję – wszystko, co dobre w tym albumie na żywo przemożone jest kilkukrotnie i brzmi równie fascynująco. Informacje choćby na fanpage’u Synów czy wytwórni Latarnia (linki na końcu wpisu).

A teraz o dzisiejszym przepisie: tym razem zmierzymy się z młodą kapustą, przygotowując z niej superprostą surówkę podrasowaną lekkim sosem (dressingiem) na bazie octu ryżowego, imbiru, czosnku i oleju sezamowego. Do przygotowania sosu przyda Wam się blender (najlepiej z pojemnikiem z ostrzem w kształcie litery „s”). Składniki dodatkowe jak zwykle do swobodnej interpretacji, zerknijcie na porady w uwagach pod przepisem.

SURÓWKA Z MŁODEJ KAPUSTY, z papryką, rzodkiewką, orientalnym dressingiem, sezamem i orzeszkami ziemnymi (dla 2-4 osób)
Składniki:
– pół główki młodej kapusty, po wycięciu głąba ok. 200g
– kawałek pora, ok. 10 cm, jasnozielona część, ok. 70g
– pół czerwonej papryki, ok. 140g
– rzodkiewka: 6 szt., ok. 100g
– marchew: 1 szt., nieduża, ok. 80g
– sezam: 4 łyżki
– orzeszki ziemne (prażone, solone): 50 g
– sos sojowy jasny: 1 łyżka (15 ml)
– ocet ryżowy: 2 łyżki (30 ml)
– limonka: 1 szt.
– czosnek: 2 duże ząbki
– korzeń imbiru: kawałek ok. 2 cm, po obraniu i posiekaniu ok. 20 ml
– olej sezamowy: 2 łyżki (30 ml)
– olej roślinny: 2 łyżki (30 ml)
– cukier: 2 łyżki (30 ml)
– sól: pół łyżeczki (2 ml)
– pół papryczki chilli
Wykonanie:
1. Przygotuj dressing. Obierz i drobno pokrój czosnek i imbir, papryczkę chilli wypestkuj i również pokrój na drobne kawałki. Wyciśnij sok z limonki, wrzuć przygotowane składniki do pojemnika blendera z ostrzem w kształcie litery „s”, dodaj cukier, sól, sos sojowy, ocet ryżowy, olej sezamowy i roślinny, zmiksuj wszystko do uzyskania jednolitej konsystencji. Wstaw do lodówki.
2. Następnie przygotuj surówkę. Kapustę opłucz, oczyść z mniej ładnych liści, wytnij głąb, pokrój w cienkie paski. Por opłucz, pokrój w cienkie półplasterki. Marchewkę obierz, również pokrój w cienkie półplasterki. Rzodkiewki opłucz, zetnij końce, pokrój w pasterki lub półplasterki. Paprykę opłucz, oczyść z pestek i błonek, pokrój w kostkę. Przełóż warzywa do dużej miski, przemieszaj dokładnie.
3. Sezam upraż na patelni (na jasnobrązowy kolor), na małym ogniu, pilnuj, aby się nie przypalił.
4. Surówkę przełóż do miseczek lub na talerze, każdą porcję polej dressingiem, posyp obficie sezamem i orzeszkami ziemnymi. Gotowe!
Uwagi:
– składniki surówki możesz zmodyfikować np. zastępując rzodkiewki białą rzepą, rezygnując z marchwii, dodając garść świeżego zielonego groszku czy zmniejszając ilość kapusty na rzecz dodatku np. rukoli czy jarmużu;
– gotową surówkę możesz dodatkowo posypać posiekanym szczypiorkiem i/lub paskami papryczki chilli dla wyostrzenia smaku
– dressing możesz nieco uprościć jeśli nie masz któregoś ze składników: ocet ryżowy możesz ew. zastąpić jasnym octem winnym lub sokiem z cytryny. Jeśli nie masz oleju sezamowego możesz zwiększyć ilość orzeszków i sezamu, natomiast warto się o niego postarać – nadaje dressingowi przyjemny orzechowy posmak nie do podrobienia.

Syny, hity końca zimy, początku wiosny i zapewne całego roku:

FB – Syny: http://www.facebook.com/synymuzyka
FB – Latarnia Records: http://www.facebook.com/latarniarecords
bandcamp: https://syny.bandcamp.com/releases
Enjoy!

0

„waiting for the sun”: wiosenna surówka z czerwonej kapusty i Tundra

Kwiecień, a więc najwyższa pora przebudzić się z zimowego snu. Nawet jeśli jeszcze jest chłodno i zimno, cierpliwie czekam na wybuch wiosny. Kwitnące drzewa, cieplejszy wiatr i słońce, bo wtedy wszystko wydaje się sto razy lepsze i ładniejsze. Można w końcu spędzać więcej czasu na zewnątrz, a zerwanie się z łóżka o bladym świcie nie jest już aktem bohaterstwa. Tak jak nie robię noworocznych postanowień, wiosną nagle zaczynam sobie obiecywać, że teraz nareszcie zrobię to wszystko, co chodziło mi po głowie zimą. Proste rzeczy, kilka kroków do ułatwienia sobie życia. Regularne śniadania, więcej wypoczynku, lepsza organizacja czasu, mniej pracy, więcej zdrowego snu. Długie spacery po lesie i rowerowe przejażdżki. Drobne przyjemności, które dopieszczają i dodają energii. I wiadomo: wiosenne porządki, wyciąganie z dna szafy lżejszych ubrań czy pomysłów na lekkie wiosenne dania. Dziś propozycja na ekspresowe śniadanie i dobry początek dnia. Lekka surówka w sam raz do spakowania do pudełka i zabrania na spacer lub do pracy. A po śniadaniu, na deser muzyka z lepszego świata: Tundra. Bogata, nieoczywista i zdecydowanie warta spędzenia z nią niejednej godziny.  Zwłaszcza jeśli marzycie o wzniesieniu się ponad zimową szarość, zapomnieniu o pośpiechu czy też chcecie zapaść się w fotel i wyobrażać sobie dowolne podróże. Poza czasem, poza przestrzenią, przywołując w myślach wiosnę i żegnając się na jakiś czas z zimą. Gotowi? Zatem zaczynamy!

SURÓWKA Z CZERWONEJ KAPUSTY z granatem, pomarańczą i sosem balsamicznym
Składniki (dla 2-4 osób):
– czerwona kapusta – nieduża główka lub pół większej – potrzebujesz ok. 300g oczyszczonych liści
– oliwa z oliwek – 30ml (2 łyżki)
– sok z cytryny – 10 ml (2 łyżeczki)
– garść pestek granatu
– 1 pomarańcza
– orzechy nerkowca – 2 łyżki
– sos balsamiczny
– ewentualnie odrobina syropu malinowego
Wykonanie:
1. Kapustę opłucz, przekrój na pół, wytnij głąb i twarde części liści, pokrój w cieniutkie paski, wrzuć do miski.
2. Pomarańczę obierz, podziel na cząstki, każdą z nich przekrój na dwie-trzy części, dodaj do kapusty.
3. Obierz granat, wyłuskaj z niego garść pestek (ok. 4 łyżek), dodaj do kapusty.
4. Orzechy nerkowca upraż na patelni lub w piekarniku (do uzyskania  jasnobrązowego koloru), posiekaj
5. Kapustę i owoce skrop oliwą, sokiem z cytryny i sosem balsamicznym, ewentualnie dodaj kilka kropel syropu malinowego lub 2 łyżeczki cukru (aby nieco osłodzić surówkę), całość przemieszaj, przed podaniem posyp orzechami nerkowca.
6. Gotowe!
Uwagi:
– pozostałe pestki granatu możesz wykorzystać jako dodatek do innych sałatek lub surówek lub dodać do jogurtu czy muesli;
– zamiast sosu balsamicznego możesz użyć sosu lub syropu z granatów, zamiast orzechów nerkowca, surówkę możesz posypać orzechami włoskimi, posiekanymi migdałami lub uprażonymi ziarenkami sezamu – spróbuj, która wersja najbardziej Ci smakuje

Deser muzyczny na dziś – Tundra:
– fb: http://www.facebook.com/tundra0
– bandcamp:
https://tundra0.bandcamp.com/album/-
https://zoharum.bandcamp.com/album/tajnie-i-g-bie
– na żywo:

0

„hearing guitars like someone in love”: hummus taki jak lubię i Bardo Pond

Marzec, a więc jeszcze przez chwilę chłodno i szaro. Melancholia końca zimy. Jeśli też czujecie się nieco zmęczeni chłodem i z utęsknieniem wypatrujecie zmiany, na przełamanie nastroju dziś przepis na przywołanie wizji wiosennej beztroski. To już niedługo: pikniki, długie spacery, kolory, ciepłe popołudnia w plenerze, liście, kwiaty. Świeże owoce, warzywa, zapachy. Nowe bodźce. Lekkość ducha i lżejsze ubrania. Cierpliwie czekam, w międzyczasie serwując sobie drobne przyjemności, rozpieszczając kubki smakowe domowym hummusem i karmiąc uszy wspaniałym Bardo Pond, które już chyba tutaj zachwalałam, a jeśli nie – najwyższa pora. Kto tak jak ja nie wyrósł z sentymentu do gitarowego grania, na pewno będzie ukontentowany spędzając niejedno popołudnie z „Amanitą”, „Ticket Crystals” czy właśnie „Peace on Venus” – płytą, która ostatnimi czasy okupuje mój odtwarzacz. Staram się nie przesadzić, żeby nie przesycić się zbyt szybko, ale niełatwo się uwolnić od prześladującego wokalu Isobel Sollenberger czy długich gitarowych pejzaży braci Gibbons. Z hummusem jest chyba podobnie – raz pokochany, stał się jednym z tych smakołyków, który stale gości na stole. Ile osób, tyle przepisów – ja trzymam się tego, który mi najbardziej odpowiada, ale jako że nie lubię ortodoksji w kuchni, zachęcam do poszukiwań i modyfikowania przepisu wg własnego uznania. Warto jedynie przyswoić podstawowe zasady przyrządzania i tu – zamiast wycieczki na Bliski Wschód czy spędzaniu godzin na forach okołohummusowych – polecam rzut okiem na  przepis, który podaje Yotam Ottolenghi czy zapoznanie się z poradami z The Hummus Blog. Garść przydatnych informacji znajdziecie też w uwagach pod przepisem.  Gotowi? Zatem zaczynamy:

HUMMUS, jaki lubię:
Czego potrzebujesz, aby przygotować swój własny hummus? Poza dobrymi chęciami i ochotą na wyzwanie, przyda Ci się odpowiedni sprzęt do zmielenia ciecierzycy (np. malakser lub blender – więcej w uwagach pod przepisem) oraz (jeśli chcesz przygotować własną pastę tahini – młynek do mielenia drobnych ziaren lub nakładka do blendera z ostrzem w kształcie litery „s”). Pamiętaj też, że ziarenka ciecierzycy wymagają wcześniejszego namoczenia – przez ok. 10 godzin. Uwzględnij to zanim zabierzesz się do przygotowywania hummusu.
Składniki (na ok. 2 l hummusu):
– ciecierzyca (suche ziarno): 400g
– soda oczyszczona: 4 ml + 6 ml (5 ml = ok. 1 płaska łyżeczka)
– sezam (przygotujesz z niego sezamową pastę tahini): 200g
– oliwa z oliwek lub olej sezamowy: 40 ml (ok. półtorej łyżki)
– czosnek: ok. 25g
– sok z cytryny: ok. 150-170 ml
– sól: ok. 13 ml (niecała łyżka)
– woda źródlana lub niegazowana mineralna – jak najzimniejsza: 200ml
Wykonanie:
0. Namocz ciecierzycę: ziarenka opłucz, zalej zimną wodą (1,2l) z dodatkiem 4 ml sody, odstaw (w chłodne miejsce) – najlepiej na noc.
1. Odcedź ciecierzycę, opłucz, wsyp do dużego garnka, ponownie zalej wodą (ok. 1,2-1,5l), dodaj 6 ml sody i gotuj do pełnej miękkości (ok. 1,5-2 godzin), zbierając powstałą na powierzchni pianę.
2. W międzyczasie przygotuj pozostałe składniki: obierz czosnek, przygotuj sok z cytryny oraz domową pastę tahini. Upraż sezam na patelni (na małym ogniu, mieszając) lub w piekarniku (150st., ok. 30 minut) – uważaj, żeby nie przypalić ziarenek sezamu (będzie gorzki), praż go do uzyskania jasnobrązowego koloru. Uprażony sezam zmiel na gładko dolewając powoli oliwę z oliwek/olej sezamowy – do konsystencji gęstej pasty.
3. Ugotowaną ciecierzycę osącz zachowując część wody. w której się gotowała (ok. 80 ml).
4. Do pojemnika malaksera przełóż ugotowaną ciecierzycę, ząbki czosnku, sól oraz pastę tahini, dodaj 80 ml wody, w której gotowała się ciecierzyca, zmiel na gładko dodając w trakcie sok z cytryny, pod koniec powoli wlej (najlepiej lodowato zimną) wodę, aż uzyskasz konsystencję niezbyt rzadkiej pasty. Gotowe! Hummus podawaj np. skropiony oliwą z oliwek, z chlebkiem pita lub świeżymi warzywami, posypany natką pietruszki, ostrą papryką lub (jeśli lubisz) utłuczonym w moździerzu kminem rzymskim. Hummus doskonale pasuje też do kanapek. Możesz też przygotować różne wersje smakowe hummusu dodając do niego kilka suszonych pomidorów, pieczoną paprykę czy buraka – eksperymentuj!
Uwagi:
– gotowy hummus przechowuj w lodówce (do ok. 3 dni), przełożony do szczelnych słoiczków/pojemników, powierzchnię hummusu możesz przykryć cienką warstwą oliwy z oliwek
– kupując ciecierzycę szukaj tej o jak najdrobniejszych ziarenkach
– nie bój się dodatku sody oczyszczonej – dzięki niej ziarenka stają się miękkie, a tym samym szybciej się gotują oraz mielą na gładko, pilnuj tylko aby nie przesadzić z ilością!
– niektóre przepisy zalecają obranie ugotowanej ciecierzycy z łusek – możesz to zrobić (jeśli jesteś dostatecznie cierpliwy/a), uzyskasz jeszcze gładszą konsystencję hummusu, natomiast jeśli tylko ugotujesz ją naprawdę do pełnej miękkości, i tak unikniesz grudek
– ilość tahini, czosnku oraz soku z cytryny możesz zmniejszyć lub zwiększyć wg swoich preferencji – większa ilość tahini nada hummusowi bardziej orzechowy smak, czosnek go wyostrzy, a sok cytrynowy nadaje świeżości
– jeśli lubisz klasyczne przepisy i kmin rzymski, dosyp go w trakcie już na etapie mielenia hummusu
– nie dodawaj oleju/oliwy do hummusu w trakcie mielenia – stanie się sztywniejszy i tłustszy, a jego smak nic na tym nie zyska
– jeśli nie masz malaksera, możesz zmielić ciecierzycę blenderem kielichowym lub ręcznym, uważaj tylko, żeby nie spalić silnika, na początku mielenia ziarenka mogą stawiać opór
– tak jak w przypadku innych strączków: pamiętaj, aby nie dodawać soli w trakcie gotowania

Hummus gotowy, pora wrócić do muzycznych bohaterów dzisiejszej notki: Bardo Pond. Na bandcampie zespołu znajdziecie tylko jeden utwór, dlatego ciekawych odsyłam do sprawdzenia całego albumu chociażby na Youtube:

0

pleasure is all mine: trufle z białej czekolady i Grouper

Mimo mocno nostalgicznej natury, raczej nie praktykuję corocznych podsumowań. Rankingi najlepszych płyt ubiegłego roku zostawiam dziennikarzom muzycznym, na listy trendów, lektur, wydarzeń, przełomowych momentów czy czegokolwiek innego też brak mi cierpliwości. Podobnie nie mam głowy do noworocznych postanowień i nie planuję, że nagle od 1 stycznia pod każdym względem będę lepszą osobą. Dobrze by było, ale niekoniecznie potrzeba do tego listy pełnej oczekiwań, którą przykleję na ścianie tylko po to, żeby zapomnieć o jej istnieniu, a pod koniec roku wyrzucać sobie, że ani nie poleciałam do Ameryki Południowej, ani nie pisałam listów do przyjaciół, ani nie zaczęłam regularnie jeść śniadań. Tak więc w Nowy Rok wchodzę spokojnie, zbierając siły i korzystając z kilku dni wolnych od pracy. Mam tylko nadzieję, że ten rok nie będzie gorszy od ubiegłego i że znajdę czas na przyjemności. A jeśli już miałabym coś podsumowywać, to tylko te dobre chwile. Odtwarzać towarzyszące im dźwięki czy zapachy. Po raz kolejny uświadamiać sobie, że to, co najlepiej wspominam, to drobiazgi, niekoniecznie spektakularne, za to naprawdę przyjemne i cenne. I często dzielone z innymi ludźmi, bo przecież „po pierwsze ludzie, po drugie ludzie i po trzecie: ludzie”. Dlatego dziś przepis na odrobinę przyjemności, którą aż chce się podzielić: trufle z białej czekolady, z żurawiną i czerwonym pieprzem przełamującym nieco słodycz. I muzyczna przyjemność, która mogłaby się nie kończyć nigdy: Grouper. Posłuchajcie i jak ja zakochajcie się po uszy. Liz Harris to jedna z tych dziewczyn, które nie używając zbyt wielu środków tworzą spójny dźwiękowy świat, którego nie chce się opuszczać. I co najważniejsze, mimo senno-melancholijno-rozmarzonych momentów, nie ma w tej muzyce nic z pretensjonalnych czy ckliwych dziewczęcych projektów singer-songwriterskich. Zamiast tego mamy kompozycje, które prześladują i zapadają w pamięć. To taka idealna ścieżka dźwiękowa na długie zimowe wieczory albo wczesne letnie poranki, kiedy dzień jeszcze się nie zaczął i pijąc kawę planujemy co przyjemnego można by zrobić. Bonusowe punkty: Grouper wydaje swoje płyty w Kranky, a to już jest plus i rekomendacja. Tyle słowem zachęty. A tymczasem pora na rozpieszczenie kubków smakowych:

TRUFLE Z BIAŁEJ CZEKOLADY z suszoną żurawiną i czerwonym pieprzem
Składniki:
– 300g białej czekolady
– 100g suszonej żurawiny
– 120g śmietanki 30%
– 2 łyźki (30ml) czerwonego pieprzu
– 2 łyźki cukru pudru
Wykonanie:
1. Żurawinę sparz wrzątkiem, odcedź, odstaw do osuszenia, po czym pokrój na kawałki.
2. Połam czekoladę na kostki. Do rondelka z grubym dnem wlej śmietankę, dodaj kawałki czekolady, mieszając rozpuść na małym ogniu (uważaj żeby nie przypalić masy). Możesz też rozpuścić czekoladę ze śmietanką w kąpieli wodnej.
3. Do masy czekoladowo-śmietankowej dodaj żurawinę, rozmieszaj, przełóż do płaskiego naczynia i wstaw do lodówki (najwygodniej na noc), aby stężała.
4. W moździerzu rozgnieć ziarenka czerwonego pieprzu, po czym wymieszaj z cukrem pudrem.
5. Schłodzoną masę nabieraj łyżeczką, formuj w dłoniach kuleczki, po czym każdą z nich obtocz w mieszance cukru pudru i pieprzu.
6. Gotowe!
Uwagi:
– ilość trufli, które uzyskasz z tych proporcji zależy od ich rozmiaru. Ja zrobiłam dość duże kulki, ok. 2,5 cm średnicy – wyszło 18 szt.
– możesz zmniejszyć ilość żurawiny lub zastąpić ją np. posiekanymi orzechami, migdałami, podobnie możesz zmodyfikować przepis obtaczając trufle np, w płatkach migdałów, a pieprz albo całkowicie wyeliminować albo dodać do środka masy – pamiętaj tylko o zachowaniu proporcji śmietanki i czekolady
– gotowe trufle przechowuj w lodówce, wyjmij przed spożyciem.

Po rozpieszczeniu kubków smakowych, czas na przyjemność dla ucha:
Grouper.

0

święto przed świętami: burgery z kaszy pęczak i 3 x BDTA

Grudzień. Zimne poranki, zmarznięte dłonie, nadmorskie wichury i poczucie, że czas za szybko płynie. Jak co roku: ani się obejrzę, już połowa miesiąca, krótkie dni ulatują jeden po drugim, a dookoła coraz większa gorączka. Intensywność. I nadchodzące święta, wolne dni, wyjazdy, spotkania – zanim to wszystko nastąpi, nie wiem dlaczego, ale zawsze jest dużo do zrobienia, przygotowania, podomykania. W tym pędzie znalezienie czasu na przyjemności jest cenniejsze niż kiedykolwiek, dlatego tym bardziej cieszyłam się, gdy ogłoszono lineup „DNA: drone noise ambient” – grudniowej serii koncertów w gdańskiej Koloniii Artystów. Trzy dni muzycznego święta, sześcioro wykonawców, dużo, dużo bodźców czy inspiracji, możliwość posłuchania na żywo lubianych wykonawców bez konieczności wyjazdu do Warszawy czy Katowic. Różnorodność. Warstwy. Smaki i smaczki. I przyjemność, ogromna. Tym większą frajdą było przygotowanie mini poczęstunku dla Kolonii i gości. Dla tych, którzy byli i akurat zasmakowało im któreś z dań – na pierwszy ogień przepis na burgery z pęczaku, które pojawiły się pierwszego dnia. Dla nieobecnych również. Plus potrójna muzyczna rekomendacja artystów, którzy zagrali na DNA (akurat tak się składa, że cała trójka związana jest z wytwórnią BDTA) i każdego dnia ich występy były wisienkami na torcie. Duy Gebord (wiadomo, za samo nawiązanie do Deborda ma ogromny plus), Souvenir de Tanger i Odmieniec. Każdy zdecydowanie godny polecenia. Sprawdźcie, bo w ich muzyce można znaleźć naprawdę bardzo dużo. Smaki, których byście się nie spodziewali, nieoczywiste rozwiązania i spójny dźwiękowy świat, w który aż chce się wejść i zostać na dłużej. Dość komplementów, pora przejść do działania: tym, którzy nie posiadają płyt/kaset wspomnianych wykonawców polecam bandcampy i soundcloudy. Ustawiamy odpowiednią głośność i na trzy cztery – gotujemy!

BURGERY Z KASZY PĘCZAK z suszonymi pomidorami i pieczarkami, w bułeczce z domowym hummusem, słodką cebulką, rukolą i papryką
Składniki (20 małych kotlecików):
– kasza pęczak: 150g
– płatki owsiane: 50g
– suszone pomidory (w zalewie): ok. 50g
– mała biała cebula lub 1-2 szalotki: ok.50g
– kawałek pora (jasnozielona część): ok. 30g
– pieczarki: ok. 75g
– przyprawy: sól, pieprz, ostra wędzona papryka, zielona czubryca, majeranek, tymianek, słodka papryka, granulowany czosnek
– pół pęczka natki pietruszki
– olej (słonecznikowy/rzepakowy/z pestek słonecznika)
– do obtoczenia burgerów: bułka tarta lub zmielone płatki kukurydziane
przykładowe dodatki:
– małe bułeczki, rukola, hummus, sos balsamiczny, czerwona papryka, czerwona cebula
Wykonanie:
1. Kaszę opłucz, umieść w garnku, zalej wodą (ok. 350ml, w razie potrzeby uzupełnij wodę w trakcie gotowania), gotuj na średnim ogniu do miękkości, pod koniec dodaj płatki owsiane, rozmieszaj całość i odstaw do ostygnięcia.
2. Cebulę obierz i pokrój drobno, por opłucz dokładnie, osusz i również pokrój. Suszone pomidory rozdrobnij. Pieczarki opłucz dokładnie i pokrój w plasterki. Natkę pietruszki posiekaj.
3. Na patelni rozgrzej olej (1-2 łyżki), zeszklij cebulę i por. Dodaj do kaszy i płatków. Ponownie rozgrzej odrobinę oleju (możesz użyć tego z suszonych pomidorów) i podsmaż pieczarki, pod koniec dodaj pomidory i przemieszaj.
4. W maszynce do mielenia lub pojemniku robota kuchennego zmiel kaszę z płatkami, cebulą i porem, pod koniec dodaj posiekaną natkę pietruszki. Masa nie musi być bardzo gładka, chodzi o to, by nieco rozdrobnić kaszę, dzięki czemu kotleciki będą bardziej zwarte. Przełóż do miseczki, dodaj przyprawy: sól, pieprz, po pół łyżeczki papryki słodkiej i wędzonej, po łyżeczce tymianku, majeranku, czubrycy i granulowanego czosnku.
5. Przygotuj talerzyk z bułką tartą lub zmielonymi płatkami kukurydzianymi. Dłońmi zwilżonymi zimną wodą formuj małe kotleciki (ok. 5-6 cm średnicy), po czym obtaczaj w bułce/zmielonych płatkach.
6. Na patelni rozgrzej olej, smaż burgery z dwóch stron, do zrumienienia. Odłóż na papierowy ręcznik.
7. Kiedy kotleciki przestygną, przygotuj z nich kanapki w małych bułeczkach: każdą bułkę przekrój, posmaruj z dwóch stron hummusem, na spód połóż listki rukoli, na to kotlecik, następnie paski papryki i słodką cebulę czerwoną, skrop sosem balsamicznym/sosem bbq/ostrym sosem chilli, przykryj górną połówką bułki, w całość wbij wykałaczkę.
Uwagi:
– skład kotlecików możesz dowolnie modyfikować według własnych preferencji smakowych/ zawartości lodówki: zamiast pieczarek możesz użyć boczniaków (polecam!), suszone pomidory możesz zastąpić pokrojoną pieczoną papryką, zamiast granulowanego czosnku możesz użyć 1-2 ząbków świeżego, do masy możesz dodać pieczoną marchewkę/pietruszkę/kawałki pieczonego buraka. Możesz odłożyć odrobinę ugotowanej kaszy i dodać ją na sam koniec. Jeśli chcesz wzbogacić kotleciki o coś chrupiącego, możesz dodać 2-3 łyżki ziaren słonecznika lub pokrojone orzechy (włoskie/nerkowce/laskowe). Podobnie możesz eksperymentować z przyprawami.
– słodką czerwoną cebulę przygotuj w następujący sposób: 2-3 cebule (ok. 180g) obierz, pokrój w piórka; na patelni rozgrzej 2 łyżki oleju, wsyp łyżkę cukru, kiedy zacznie się karmelizować, wrzuć cebulę, mieszając smaż do miękkości, na sam koniec dodaj szczyptę soli i łyżeczkę octu balsamicznego
– jeśli nie masz możliwości zmielenia kaszy i płatków na masę, ugotuj kaszę, ilość płatków zwiększ o ok. 30g, dodaj 3-4 łyżki mąki kukurydzianej, 2 łyżki oleju i połącz z resztą składników, po czym ostrożnie formuj małe kotleciki i obtaczaj w bułce tartej/zmielonych płatkach kukurydzianych.
Smacznego!

A teraz garść muzycznych odnośników:
– Duy Gebord. Ogromna dawka energii, ładny hałas i wielowarstwowe kompozycje, w których jeśli tylko się wsłuchacie, znajdziecie nieomal wszystko. Muzyka do zapętlenia w odtwarzaczu i do słuchania w wersji live, jeśli tylko Duy zawita do Waszego miasta.

bandcamp: http://duygebord.bandcamp.com/
i do polubienia i śledzenia na fb: https://www.facebook.com/duygebord

– Souvenir de Tanger. Udany mariaż kultur, dźwięków i gatunków. Hipnotyzuje i wciąga. Na dodanie energii w szary poranek albo spędzenie całego dnia z którąś z płyt zapętloną w odtwarzaczu, zwłaszcza, że każde kolejne przesłuchanie przynosi odkrycie kolejnej warstwy, a brzmienie staje się jeszcze smaczniejsze.

fb: https://pl-pl.facebook.com/SouvenirDeTanger
i tu: http://bdta.bandcamp.com/album/souvenir-i

-Odmieniec. Zagrał na zakończenie trzydniowego święta muzycznego w Kolonii Artystów i momentalnie zaczarował publiczność. Plusy za oszczędność użytych środków, przekonująco zbudowaną przestrzeń i zgrabne mieszanie gatunków. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i kolejne płyty, a tymczasem sprawdźcie sami:
http://odmieniec.bandcamp.com/track/taniec-ducha
fb: https://pl-pl.facebook.com/odmieniecmusic

I na deser videorelacja z kolonijnych koncertów. Kto był, wie, że było świetnie, kto nie był – może następnym razem?

0

black is the new black: pasta z czarnych oliwek i Czarny Latawiec

Za RSS B0YS powtarzam, że nie wierzę w hype’y. Mody. Co i rusz nowe objawienia, czy to na scenie muzycznej, czy w jakiejkolwiek innej dziedzinie. Sezonowe hity, nowe gatunki, zjawiska, must have’y, kolory na jesień/zimę czy płyty miesiąca. Fajnie, że wciąż pojawia się nowe, że to co znane jest redefiniowane i odświeżane, jest co śledzić, co odkrywać, czym się zachwycić. Staram się jednak zachować minimum zdrowego rozsądku, bo połowa dzisiejszych hitów pewnie nie wytrzyma próby czasu i tak jak szybko zabłysły, tak samo szybko ulecą w niepamięć. Z całego tego zamieszania wyławiam dla siebie te zjawiska, które jakoś zarezonowały, pół roku później nadal tak samo cieszą i tym samym dołączają do prywatnego kanonu, do grupy sprawdzonych hitów. Dziś będzie o dwóch takich zjawiskach, które mimo upływu czasu nadal wywołują u mnie efekt „wow”. Jedno i drugie znalezione nieomal przypadkiem. Na gruncie kulinariów: tapenada, czyli francuska pasta z oliwek, w tym przypadku czarnych. Imprezowy evergreen, wdzięczna, bo można ją przyrządzić na ostatnią chwilę, gdy goście już na schodach. Na gruncie muzyki: Czarny Latawiec, postać, której poczynania zdecydowanie warto śledzić, bo z każdą wypuszczoną w sieć ścieżką jest coraz ciekawiej. U mnie zaczęło się chyba od szperania w setach densinghour i wizyty na blogu canti illuminati, później był Unsound 2013 i krótki set w ramach showcase’u mik.musik!, szybki zakup płyty i od tej pory muzyczna fascynacja trwa. Nie wiem czy doczekam się koncertu w Trójmieście, o mały włos nie wybrałam się ostatnio do Warszawy na koncert w Towarzyskiej (ostatecznie wygrał koncert Wilhelma Brasa na Narracjach), tym, którzy byli, mogę tylko zazdrościć. Tym, którzy nie znają, mogę tylko polecić – sprawdźcie, a nuż się zakochacie. Za oknem jesień i zimno, to dobra okazja do wskrzeszenia tradycji gromadzenia się z przyjaciółmi, żeby posłuchać razem płyt, przegadać cały wieczór, zagrać w szachy czy pokera. Pomysł na przekąskę już macie. A zatem zaczynamy:

TAPENADA, czyli pasta z czarnych oliwek
Składniki:
– czarne oliwki (bez pestek): 200g
– oliwa z oliwek: 5-6 łyżek, ok.100 ml
– mały kawałek papryczki chilli (ok. 2 g)
– ocet balsamiczny: 1-2 łyżki
– czosnek: 2 ząbki
– natka pietruszki: 2 łyżki (30 ml)
– sól: pół łyżeczki
– kapary: 1 łyżeczka
Wykonanie:
1. Oliwki i kapary osącz z zalewy. Czosnek obierz, przekrój na pół, papryczkę wypestkuj. Wszystkie składniki wrzuć do pojemniczka lub miski. Zmiksuj (np. ręcznym blenderem) na masę. Przypraw do smaku solą, ewentualnie dodaj odrobinę pieprzu. Gotowe!
2. Podawaj na kromkach pieczywa, grzankach z bagietki lub z krakersami.
Uwagi:
– świeżą papryczkę możesz zastąpić połową łyżeczki sproszkowanego chilli
– jeśli nie masz kaparów, możesz spokojnie przygotować pastę bez nich
– ocet balsamiczny możesz zastąpić sokiem z cytryny
– zamiast natki możesz dodać kilka listków świeżego oregano lub tymianku

CZARNY LATAWIEC, czyli ścieżka dźwiękowa na wczoraj, dziś i jutro:
– densinghour vol.58:
https://soundcloud.com/densinghour/densinghour-vol-58

-podcast dla lineout.pl:

-Mikophonic Workshop, chopped and screwed:
https://mikmusikarchive.bandcamp.com/album/mikophonic-workshop-chopped-and-screwed

0

basic & classic: pesto z pietruszki i Kristen

Dzisiaj będzie o początkach i o bazowych przepisach. O pierwszych wielkich miłościach muzycznych i odkrywaniu prostych kulinarnych patentów.
Najpierw o muzyce, z dużą dawką wspomnień i nostalgii. Nie wiem czy każdy tak ma, ale ja potrafię dość dokładnie prześledzić kształtowanie się tzw. gustu muzycznego, nie mam za to za wiele wspomnień kulinarnych. Znacie to: te klasyczne opowieści z blogów kulinarnych o smakach dzieciństwa, pachnących drożdżówkach, babcinych kompotach z rabarbaru czy innych rodzinnych tradycjach. Nie mam tego za wiele, pamiętam co najwyżej murzynka pieczonego przez tatę, pierwsze nieudane naleśniki i to, że (o zgrozo!) był taki moment, że lubiłam wątróbkę. Za to muzycznych wspomnień mam o wiele więcej. Pierwsza własna kaseta (chyba na spółę z siostrą): Roxette. Czerwony magnetofon dwukasetowy, który dostałyśmy na komunię. Winyle rodziców i dzieciństwo z The Doors, Led Zeppelin czy Ewą Demarczyk. Mama prasująca pościel do płyt Tiny Turner. A później poszukiwania muzyczne na własną rękę, pierwsze koncerty, przeglądy kapel rockowych, starsi koledzy i ich muzyczne zbiory, przegrywanie płyt, emocje, bo nowa płyta Ewy Braun, bo Paul Wirkus i jego Spokój, bo Sonic Youth czy Something Like Elvis. Pamiętam też ten moment, jak pierwszy raz usłyszałam Kristen, w szczecińskim radiu, bodajże w audycji Przemka Thiele. Miłość od pierwszego usłyszenia, gdzieś jeszcze pewnie mam kasetę z  kawałkiem zgranym z radia, jakoś od połowy, a zaraz po nim inne skarby i fragmenty radiowych wywiadów. Jeszcze później wydarzyło się wiele, przesiadywanie w sali prób kolegów, Kaliber 44, Fantomas, krótkie romanse z Sepulturą (lol), riot grrrls i scena Seattle, Radiohead, matura i znajomi z ich wpływami muzycznymi, a później tzw. dorosłość i szerokie otwarcie ucha i apetyt na wszystko. Przejażdżki rowerowe z Merzbowem w słuchawkach, drum’n’bassowe imprezy do 6 rano, Robotobibok w klubie Re, pierwsze edycje Unsoundu, Echo is Your Love, Emiter, Bardo Pond zgrane od Michała, Autechre, Antena Krzyku, Glissando, wyjazdy do obcych miast, bo akurat gra Jazzsteppa czy w Łodzi jest festiwal LDZ, szperanie w sieci, godziny na soulseeku, powiększanie kolekcji płyt, dziwny i barwny kolaż z dźwięków i nurtów. Ale i obowiązkowa obecność na każdym koncercie Kristen w Krakowie czy Trójmieście, jak obchodzenie ruchomego święta. Prywatna klasyka, w złotej trójce czy piątce zespołów na całe życie.
Może z jedzeniem czy gotowaniem nie jest dokładnie tak samo. Smak się zmienia i kształtuje cały czas i po paru latach okazuje się, że ulubiony deser z dzieciństwa nagle jest za słodki i nie do zniesienia, przestajesz jeść mięso i odpadają wszystkie zachwyty nad domowymi obiadami, a im więcej poznajesz i wykonasz sam/a, tym mniej może zaskoczyć. Prawie nie jem na mieście. Wolę poznać zasady, rozłożyć przepis na części pierwsze i zrobić coś w domu, po swojemu. I dokonywać banalnych odkryć, jak wtedy, kiedy pierwszy raz przerabiałam na pesto coś innego niż bazylię. Teraz to już żadna nowość. Pietruszka, rukola, szpinak, jarmuż, pieczona papryka czy suszone pomidory, zamiast orzechów piniowych słonecznik, nerkowce czy migdały. Pełna dowolność i wykorzystanie tego, co akurat mamy w lodówce. Więc dziś banalny i klasyczny przepis na pietruszkowe pesto, bo sezon w pełni i za grosze można kupić okazałe pęczki natki. Z głośników płynie „Throbbing of Things”, składniki zgromadzone, a więc zaczynamy:

MOCNO PIETRUSZKOWE PESTO
Składniki:
– natka pietruszki : duży pęczek, po odcięciu łodyżek ok. 60g
– słonecznik/ płatki migdałów/ orzechy nerkowca: 30g
– czosnek : 1 ząbek (5-7g)
– oliwa z oliwek/ olej z pestek winogron : 100ml
– cytryna: odrobina startej skórki + wyciśnięty sok: 1 łyżka (15ml)
– pieprz : 1/2 łyżeczki
– sól : do smaku

Wykonanie:
1. Pęczek natki pietruszki opłucz i osusz, odetnij grubsze części łodyżek.
2. Słonecznik zalej wrzątkiem, po ok. 15 minutach odlej wodę. Jeśli używasz płatków migdałów, możesz je lekko uprażyć.
3. Cytrynę sparz wrzątkiem, zetrzyj odrobinę skórki, wyciśnij sok (potrzebujesz niewiele, ale nadmiar zawsze możesz wykorzystać do lemoniady czy czegokolwiek innego).
4. Czosnek obierz, pokrój na mniejsze części.
5. Wszystkie składniki umieść w pojemniku do mielenia lub w wysokim naczyniu i zmiel blenderem na gładką masę. Sól dodaj pod koniec, sprawdzając jaka ilość Ci odpowiada (ja dodałam pół łyżeczki, ok. 2ml). Gotowe.

Uwagi:
– pietruszkowe (czy jakiekolwiek inne) pesto jest świetnym dodatkiem do pieczywa, sałatek (możesz dodać więcej oliwy aby miało konsystencję sosu) czy makaronu, wyśmienicie smakuje na cieniutkich grzankach z bagietki
– moczenie słonecznika sprawia, że ziarenka są bardziej miękkie i łatwiej je zmielić na gładką masę, ale możesz też je uprażyć – będą bardziej chrupiące
– jeśli masz orzeszki piniowe – tym lepiej, to klasyczny dodatek do pesto, jednak z powodzeniem możesz je zastąpić innymi orzechami czy właśnie słonecznikiem, smak będzie nieco inny, ale równie dobry.

– —
Stara miłość nie rdzerwieje, czyli Kristen. Wszystkie płyty do odsłuchu, a nowsze do zakupu na CD:
http://kristenband.bandcamp.com
A tak się to zaczęło:

http://www.youtube.com/watch?v=0TQVaecso3E